Daniel Omielańczuk, Shane Carwin, Dana White. UFC
Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi... W ostatnim poście pisałem o tym, że nie ma co tak się martwić odejściem Carwina na emeryture, bo tworze on w ten sposób miejsce dla innych, być może polskich, zawodników. Najwidoczniej Daniel Omielańczuk jest jedną z 3 trzech osób systematycznie odwiedzającą mój blog (Do tej pory myślałem, że to: ja, mój brat i - z grzeczności - moja dziewczyna. Siebie jestem pewien... Już nie można ufać najbliższym... ;)). Dostał on szanse od UFC i - co nie spotykane - wykorzystał ją podpisując kontrakt.
Jest to świetna informacja, jednakże nasuwa mi na myśl jedno pytanie. Skoro zawodnik wcale nie uważany za najlepszego ciężkiego w Polsce (4 miejsce w rankingu mmarocks.pl) dostaje się do najlepszej organizacji na świecie to dlaczego nie udaje się to ścisłej czołówce. Każdy mówi o tym, że jego celem jest UFC, ale... "to jeszcze nie czas", "lepiej rozwijać swoją marke na mniejszych galach" itp., zawsze ktoś ma jakieś "ale". Dlaczego? Zarówno Damian Grabowski, jak i Michał Kita nie należą już do najmłodszych zawodników. Skoro rzeczywiście chcą być najlepszymi w tym co robią, to czemu marnują swój talent walcząc na jak by nie było niewiele znaczących galach. Więcej ambicji (której i tak na pewno jest nie mało), mniej przeliczania gaż. Za 20tyś $ + 20tyś $ też jakoś się da wyżyć.
Co myślicie o takim ciężkim stanie rzeczy?
Źródło wiadomości: http://www.mmarocks.pl/ufc/daniel-omielanczuk-o-krok-od-ufc/